"My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem"


Masa krytyczna, zwyczaj zapoczątkowany w 1992 roku w San Francisco gdzie zresztą praktykowany jest do dziś (w każdy ostatni piątek miesiąca)
Ludzkimi słowami  jest to ruch społeczny, polegający na organizowaniu spotkań maksymalnie licznej grupy rowerzystów i ich wspólnym przejeździe przez miasto. Spotkania te odbywają się pod hasłem "My nie blokujemy ruchu, my jesteśmy ruchem"  i mają na celu zwrócenie uwagi władz i ogółu społeczeństwa na zwykle ignorowanych rowerzystów.
Największe comiesięczne imprezy odbywają się w San Francisco (ok. 2000 ludzi), Nowym Jorku (ok. 5000 ludzi) i Londynie (1500 osób).

Tyle by było wikipediowo-danonowej teorii ;) Teraz przejdźmy do sedna całego wpisu.
Masa krytyczna w moich oczach jest prawym protestem przeciwko władzom i „złym kierowcom” którzy wciąż łamią nasze prawa na drogach i są sprawcami wielu wypadków z udziałem rowerzystów. Najczęściej do takich wypadków dochodzi  z powodu wymuszeń kierowców  bo w końcu oni jadąc samochodem osłonięci z każdej strony blachą, poduszkami powietrznymi i przypięci pasami nie widzą w rowerzyście żadnego zagrożenia dla nich przez co czują się panami na drogach i mają głęboko w poważaniu to że ja mam pierwszeństwo jak i to że droga została zbudowana zarówno dla mnie jak i dla niego.
Z mojej perspektywy, rowerzysty, masy krytyczne są świetnym sposobem pokazania naszego sprzeciwu na zachowanie kierowców na drogach. Bo jak inaczej to robić? Wyzywać kierowców na forach motoryzacyjnych, kiedy to jest szczytem głupoty? Czy może tłumaczyć każdemu z osobna przepisy ruchu drogowego i wpajać im szacunek do bikerów?
Ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę że zaledwie garstka kierowców zda sobie sprawę z sensu całego tego przedsięwzięcia i zrozumie o co tak naprawdę chodzi, a reszta potraktuje to jako złośliwy akt „wandalizmu” ze strony jak zawsze wrednych cyklistów i uniemożliwienie im dotarcia w porę na obiad.
Zresztą Masy Krytyczne nie są to spontaniczne wypady kilkudziesięciu/kilkuset (a nawet i kilku tysięcy) rowerzystów na miasto żeby podrażnić kierowców. A zaplanowane akcje z pełną organizacją, pod eskortą policji, rozreklamowane wcześniej przez  miejskie media (ostrzegające kierowców przed korkami na konkretnych ulicach w danym dniu o konkretnej godzinie) jak i plakaty na słupach ogłoszeniowych.  Zresztą protest taki przemieszcza się (z prędkością około 15km/h) i nie toruje ciągle jednej ulicy więc nie widzę tu problemu żeby objechać uczestników jakąś boczną ulicą.  Bo co mam powiedzieć kiedy mi zamykają połowę dróg w mieście bo przyjeżdża jakiś typ z rządu żeby pozbijać piątki z ludźmi i zdobyć ich przychylność w kolejnych wyborach kiedy ja tu walczę o słuszną sprawę ;)
Ale w końcu to nie o kierowców w głównej mierze tu chodzi, a o nasze cudowne władze, a w tym przypadku dokładniej o władze miasta odpowiedzialne za nasze drogi.
W końcu to im mamy pokazać że chcemy nowych ścieżek rowerowych, renowacji starych, budowy bezpiecznych dróg i likwidacji latarni postawionych na środku ścieżki rowerowej (kto jest z GW ten na pewno wie o co chodzi).
Jednak najczęściej zainteresowanie władz kończy się na wystawieniu pozwolenia na organizację masy krytycznej a to czego chcą rowerzyści, panowie na ciepłych stołkach mają głęboko w dupie. Zresztą myślę ze nie tylko nas, rowerzystów tak traktują...

I w takiej chwili mam ochotę jebnąć to wszystko i wyjechać do Holandii  gdzie rowerzysta cieszy się pełnym szacunkiem i to on jest panem na drodze. A przede wszystkim może czuć się bardziej bezpieczny, bez obawy że za chwile wleci w niego świeżo upieczony kierowca w swojej zabytkowej BMW’icy którą dostał w spadku od dziadka. Zresztą nie tylko w Holandii cykliści są szanowani, w sporej części zachodniej europy rowerzysta coś znaczy na drodze. Bo w końcu jak to powiedział pewien polski polityk (chyba każdy wie o kogo chodzi) „polska to dziki kraj” i tak samo dzicy są nasi kierowcy.


I jeszcze jako bonus filmik z masy krytycznej 2006r. W Gorzowie Wlkp.

Tak na marginesie dodam że szanowny Pan kierowca prawie potrącił celowo jednego z uczestników masy po czym jeszcze zatrzymał się i poprawił emerytowi  i stąd ta reakcja tłumu.
> 

Sezon rowerowy czas zacząć!

Z racji że sezon rowerowy w tym roku od dawna możemy uznać za otwarty postanowiłem w tym roku że poza zamiarem częstszej jazdy i polepszenia kondycji, założę bloga na którym będę opisywał możliwie szczegółowo i wzbogacał zdjęciami wszystkie ciekawsze wypady rowerowe.
Wiem że raczej nikogo nie obchodzi to gdzie w zeszłą sobotę pojechałem albo na którym kilometrze trasy spadł mi łańcuch. Ale powiem szczerze, mam to w dupie. Tego bloga zakładam dla siebie, żeby mieć niejako pamiątkę a zarazem "kartotekę" wszystkich swoich wypadów. A jeżeli ktoś już tu trafi i dziwnym trafem blog mu się spodoba to zapraszam do śledzenia kolejnych wpisów.